Pewnego dnia, gdy szkoła była tak pusta, że słychać było echo własnych kroków rozlegające się po budynku, a dzień przegrywał z ciemnością w codziennej walce, mat-fiz miał mieć otrzęsiny...

Nie, nie, żartuję. Nie mogło być ciemno wtedy (około 17) ponieważ jeszcze nie było naszej kochanej zimy. Reszta się zgadza - kiedy lekcje w całym Prusie dobiegły końca I d ponownie pojawiła się w szkole. Nie wszyscy oczywiście, ale obecna była większość. I na samym wstępnie - w podzięce za to że raczyliśmy pojawić się na własnych otrzęsinach dostaliśmy kocie uszy (bardzo ładne, czarne kocie uszy o rozmiarze uniwersalnym, czyli dla niektórych za dużym, dla innych doskonałym) i musieliśmy pić mleko. Jeśli ktokolwiek spodziewa się, że zaraz zacznę mówić o typowej rutynie - pasowanie na pierwszoroczniaka, miauczeniu i innych głupich rebusach do odgadnięcia to się grubo myli. Starsze roczniki mat-fizu przygotowały nam prawdziwą szkołę przetrwania. Mieliśmy do wykonania 8 "prostych" zadań:
1. Instynkt fizyczny - czyli coś dla ludzi o mocnych nerwach - "nauka spadania z krzesłem (nie mylić z pojęciem spadania z krzesła) w sytuacji chwilowej nieobecności na lekcji duchem" i ćwiczenie praktyczne wyrzucania wor-ów do kosza na śmieci (przyda nam się za trzy lata)
2. Zdolności krasomówcze - głośne przyznawanie się do przynależności do mat-fizu nawet gdy masz buzię zapchaną flipsami
3. Kartoteka - zdjęcie więzienne, nawet były paski więzienne na tablicy, ale własnych numerów celi nam nie przydzielili
4. Badanie wydolności wątroby - ile, czego i jak jesteś w stanie w siebie wlać, chyba więcej o tej konkurencji mówić nie muszę...
5. Test trzeźwości - szkolenie jak dojść do domu po imprezie, czyli chodzenie po białej lini gdy patrzysz nie tą stroną lornetki
6. Dla potomnych
7. Badanie transcendentności - jak pozbawić życia przeciwnika opowiadając mu kawał, mogłeś oczywiście obniżyć sobie poprzeczkę i wybrać wersję "dokończ dowcip..." ale ona była o wiele niżej punktowana
8. Idol - cztery grupy, komputer, jury, karaoke... chyba nic więcej nie muszę mówić

Jednak po wykonaniu wszystkich tych zadań i udowodnieniu, iż jest się prawdziwym prusakiem, nie mastąpił koniec - teraz nadszedł czas na ... przysięgę. Gorąco zachęcam do usłyszenia jej w wersji live.

Na koniec były rozmowy, opowiadanie dowcipów, żarty i miała być dyskoteka, ale z racji tego iż przedmioty martwe słynął ze swojej złośliwości (czyt. głośniki się popsuły) nie odbyła się, więc biedne, ochrzczone kociaki z mat-fizy mogły już wrócić do domu.

Tak na wszelki wypadek przypomnę, za rok to nasz rocznik urządza chrzciny, więc osoby wybierające się do Prusa do klasy Id (profil mat-fiz) nie się strzegą.

Leaf (Aneta Ch.)